Z początku nie jarzyłem o co chodzi. Jakieś zdjęcia z bananami, Muzeum Narodowe, protest związany z usunięciem wystawy… Pół godziny później ujrzałem na pejsiku pierwszą fotkę z pożeranym bananem. Zainteresowałem się.
Kilka chwil później wraz z pojawiającymi się kolejnymi zdjęciami znanych i nieznanych facjat wtykających sobie banany w otwór gębowy oraz deklaracjami, że jadą protestować pod Muzeum, na mojej paskudnej gębie rósł coraz większy banan. Po chwili rechotałem niczym żabole w porze godowej.
Wszyscy wiemy o co poszło. Jedna paniusia, która jest przez swoje środowisko oraz grupkę „znawców” tytułowana artystką zrobiła serię zdjęć raczej urodziwej dziewuszce. Ta wtykała sobie do ust to banana, to parówkę, jednocześnie krzywiąc się znacząco. Zdjęcia ujrzały światło dzienne w 1975 roku. Narobiły odrobinę hałasu, jednak do „Głębokiego gardła” z 1972 roku nie miały startu. Z drugiej strony prezentowały jednak wyższy poziom niźli „Gówno artysty” Piera Manzoniego. Nie mam ochoty wnikać w to jakim cudem wystawiono te „dzieła” w Muzeum Narodowym. Zapewne trzeba było komuś zrobić przysługę. W każdym razie, część zwiedzających zdołała odczytać co „artystka” miała na myśli robiąc takie, a nie inne zdjęcia. Podnieśli raban. Dyrektor się zląkł. I wystawę zdjął. Gdy zniknęła ze ścian, obudzili się ci otwarci i nowocześni. A może otwarte i nowoczesne. „Skrzyknięto” się jak zwykle spontanicznie. Tym razem w obronie sztuki. Ponoć to badziewie ma wrócić na ściany Muzeum Narodowego… A może już wróciło? W sumie to nieistotne.
Ciekawe wydają się dwie sprawy. Jak doszło do tego, że zdjęcia nawiązujące bezpośrednio do ssania męskiego badylka, stały się nagle tak wysublimowane, że udało się skrzyknąć sporą przecież grupę wołającą o przywrócenie wystawy na ściany Muzeum Narodowego. Druga sprawa wiąże się z pierwszą. Jak wpisano w kobiece mózgi, że jedynie ssąc męskie badylki mogą się realizować jako kobiety? Komu do cholery to zawdzięczać. Gdybym napisał, że nie lubię chwil, w których mój badylek znika w kobiecych ustach, byłbym hipokrytą. Jednak sama myśl o tym, że zdjęcia nawiązujące do tego typu zabaw łóżkowych, znajdują sobie miejsce na ścianach, na których wiszą obrazy Gierymskiego, Wyczółkowskiego, Wyspiańskiego czy wreszcie Matejki, wywołuje pewien dysonans. To tak, jakby pod pomnikiem Mikołaja Kopernika walnął kupę pies. Jednym wyda się to „o jaki czad!”, inni czym prędzej by to sprzątnęli, zaś cała reszta będzie to miała w… nosie.
Kiedy tak nad tym dumałem przypomniałem sobie tekst Herberta Marcuse „Marksizm i Feminizm”. Bełkot, jakim mogą się poszczycić jedynie wybitne postacie szkoły frankfurckiej, z którego wynika niewiele więcej, oprócz wyglądającego spod kołderki Erosa. Jak wiele słów trzeba poświęcić, ile „światłych” wykładów na najlepszych zachodnich uniwersytetach, ile filmów nakręcić, aby przekonać pokaźną część społeczeństwa, że robienie laski jest powodem do dumy? Kiedy oglądałem zdjęcia ludzi kultury, polityki i zwykłych frajerów zrobionych kolejny raz w balona, gdy wtykali sobie obrane banany w otwory gębowe, zdałem sobie sprawę, kolejny zresztą raz, że żyjemy w epoce głupców, zaś przemierzając chodniki w większych lub mniejszych miasteczkach, można się w każdej chwili otrzeć o tę groźną chorobę. I jeszcze jedno. Jeśli chcecie być cymbałami, nikt Wam tego nie zabroni. Macie do tego pełne prawo. Zostańcie w zdrowiu!